14.3.16

Szczyt marzeń. Czyli wielkanocny bałwan i sanki.






































Do GÓRY nogami. Lub do GÓRY wózkiem.   
Bo nóżki Zosi za krótkie i zanadto po 10 metrach zmęczone. 
Ale JAKICH 10 metrach – pod górę! Zosi: „tuptać!” wypowiedziane z wózka, 
nabiera tu innego znaczenia.  Doja (góra w słowniku Zosi) jest wielka; 
potwierdzą zasapani rodzice. Zosia rekonwalescentka łapczywie zagarnia paszczą górskie powietrze. I mgłę liże jak watę cukrową (to tylko estetyczna metafora – waty cukrowej 
dziecku nie daje). No więc są doji (wspomniane góry), jest mdła (mgła) i tona inieku (śniegu). Iście przedświąteczny nastrój – wybaczcie mi jeśli zaraz zacznę nucić kolędy. Jednego nie ma – mojego permanentnego bólu głowy. Czyli co – przeprowadzka w góry wisi nad nami jak ta mgła? Nad morzem było podobnie – więc mam przynajmniej wybór. 

Tymczasem chwytamy się mgły i wspinamy pod górkę. Zastanawiam się co jest 
za tą białą mleczną ścianą? Gdzie jest ta góra? Gdzie miałaby swoją granicę na niebie gdyby była łaskawa się ukazać? Nie wiem. Plączemy się we mgle – raczej po mieście; 
górskie szlaki zimą z dzieckiem + tona dziecięcego artefaktu w postaci wózka 
to za wiele na górskie szlaki. To znaczy próba była do pierwszego ugrzęźnięcia w śniegu. 
A nie ma co ukrywać – spacer po mieście – to też nie lajcik 
tylko zasapane pchanie wózka pod GÓRĘ. Wszystko tu jest pod GÓRĘ  nawet, 
jak z niej schodzisz. Ale i tak, rzadsze powietrze dodaje przejrzystości myśli, 
i chociaż we mgle, to chodzisz jakiś zresetowany. 
Skrajne zmęczenie przeradza się samoistnie w energię. 
Tajemnica gór. 

I oto słońce z mozołem przepycha chmurę/mgłę/tą dziwną mleczną maź. 
I jest! O ku…a! 
Wypatrywałam jej granicy duuużo nizej. Toż tu prawie nieba nie widać, bo ta góra je zasłania. Gigla je swoją głową. A my jesteśmy, wypierdki małe, na niej niemal. No – do szczytu to daleko. Ale magią jest ten widok zza okna pokoju hotelowego: Śnieżka giglająca swoją głową niebo, 
a ramieniem puka nam do okna. Bajka. A ja chciwie wertuję kamerki internetowe 
(tak – łącze internetowe przyjechało tu z nami): dałoby radę na głowę wleźć Śnieżce? 
Arek studzi mój zapał: Daj spokój. Z dzieckiem przy tej pogodzie nie damy rady (nawet przy pomocy kolejki linowej). No dobra. Ale tą kolejką na Biały Jar jutro jedziemy! 
Zosia trzymaj się!



Co tam mój lęk wysokości… 


Aha, jeszcze jedno: na pewno przyjedziemy tu latem. 
Basta. I Śnieżka. Królewna Sofia jest za. 
Za siedmioma górami.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>