29.8.15

Bilans wakacji i zderzenie czołowe z rzeczywistością (Było nie narzekać!)



























Morze: dotknięte – Zosia pisk (patrz foto poniżej). Pogoda: była – Matka oskalpowana 
przez słońce. Piasek: okiełznany – Zosik już tylko trochę się krzywi, gdy ma go
między palcami stóp. Podróż okazała się podwójnie dłuższa, niż to pokazywała nawigacja 
(czy aby nie ma w nawigacji trybu: dziecko?). Gofry, lody, frytki, bite śmietany, rybki, drożdżówki – oto zbilansowana dieta półtoraroczniaka. Żartuję, raptem Zosik ponagryzał 
te specjały. Części w ogóle nie chciał (frytki), częścią się upaprał z rozkoszy podniebienia. 

Piszę wrażenia wcale nie na gorąco – po tygodniu – już całkiem zapomniałam. 
Morze jest daleko – a wakacje były dawno! Poproszę o replay! Powrót okazał się bardziej bolesny niż przypuszczałam (a toż to jeszcze do pracy nie wróciłam!). Przywalił mnie ogrom dziwacznych spraw. Druga połowa urlopu, jest od urlopu daleka. Tumany kurzu gilgaja mnie 
w stopy, uroczo o sobie przypominając. Dziecko ma tygodniową ojcowską opiekę, a matka graficzy. I naprędce ratuje kryzysowe sytuacje: Zosiak ledwo swoją edukację rozpoczął, 
a już został zawieszony w prawach ucznia. Tfu – Żłobkacza*. Dostalismy przemilutkie pismo, 
że żłobek w ciągu miesiąca rozwiązuje z nami współpracę (argumentacja ? – ależ po co by pisać). A że pismo absolutnie nie zostało puszczone priorytetem (oraz zostało wysłane na poczcie cztery dni po terminie wypisania) i zostało dodatkowo awizowane, zostały nam dwa tygodnie na szukanie żłobka. Czy ktoś z Was miał taką czarującą sytuację?? 

Nie spałam dwie noce. Dzięki mojej Kochanej Koleżance trzecia noc już przespana: świetny żłobek znaleziony w trybie ekspresowym :) Nie będę nawet wspominać o kolorowych sytuacjach z poprzedniego żłobka, po nie chcę pisać zgniłego posta. Ale po takich akcjach mam wrażenie, że nasz wakacyjny wyjazd był co najmniej pół roku temu…. Ale na szczęście saldo konta bankowego głośno mi przypomina, że to było niedawno! 
Cóż za rześki powiew lata…


Dajcie mi plażę z powrotem to zabawię się w strusia:
w piasku problemy się gubią!





Ps. W nawiązaniu do poprzedniego wpisu umieszczę poniżej dłuuuuugą listę rzeczy, które się nie przydały na wyjeździe. Albo nie – post byłby dwa razy dłuższy.




























*no bo jak mam ją określić, jako uczęszczającą do żłobka?!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>