18.5.16

JA / Matka Polka Chorująca






































Jak choruje Matka?

Jak najrzadziej; bo kto się zajmie dzieckiem?
Wiosną latem; bo wtedy zapomina brać witamin na odporność.
Nieumiejętnie; bo przecież Lodówka i Kibel krzyczą, żeby je umyć....

Historia zaczęła się jak wszystkie chorobowe łańcszki. Ten był krótki. 
Najpierw Zocha zaczęła churchlać. Udało nam się to przystopować BioAronem.
I wuchtą witamin. I weekendem majowym, który - chcąc, nie chcąc -
 odseparował ją od wylęgarni zarazków, jaką jest żłobek.
Pobyła sobie z rodzicami, poprzytulała się i podała mamusi. Mamusia jest twarda
 więc cośtam brała i do pracy. Ale razu pewnego z pracy mnie wywalili prosto 
do lekarza, bo im kaszlem radio zagłuszałam...

Lekarz litaniję na recepcie wypisał, bo stetoskopem szmery-bajery 
w oskrzelach wysłyszał. Zdziwiona, że L4 dostałam - przecież to tylko kaszel... 
Los ze mnie zadrwił - już po wizycie u lekarza dostałam temperatury i bóle 
w kościach, co bym nie miała wątpliwości, żem chora. I tak wegetowałam 
w wyrze dwa dni. Nie licząc popołudni. Przecież ktoś musiał ze żłobka Zośkę 
odebrać i się nią zająć. To było nie lada wyzwanie - na dworze ponad 20 stopni 
a ja z dreszczami gorączki prowadzę auto. Potem ległam i opiekowała się mną 
moja Dwulatka. Poszło jej świetnie - już postanowiłam - pójdzie na medycynę!

Gdy na trzeci dzień odżyłam, odezwała się do mnie, wyżej wymieniona, 
Lodówka i Kibel. I Obiad, i Śmieci, i Syf na podłodze itd. Trochę z tych prac 
liznęłam, ale szybko okazało się, że nie wiem co to odpowiednia kuracja. 
Po paru machnięciach ścierą siekło mnie z powrotem na wyro. Znów gorączka. 
I po chwili wyrzuty sumienia innej kategorii: Jak sobie radzą w pracy?

No i piszę. To mam:
"Dajemy radę. A Ty jak? Książka, kakao, paznokcie?"

Książka - faktycznie - przewertowałam parę stron...
Kakao - no, faktycznie nabrałam apetytu...
Paznokcie - spojrzałam na swój odrapany lakier - poszłam je zmyć 
(co by coś dla siebie w tym chorowaniu zrobić) 

I tak to mniej więcej wygląda. Jeśli już wracasz jako tako do pionu, 
to momentalnie zawiesza sie w głowie tryb ODPOCZYNEK.
Po prostu albo CHOROWANIE albo PRACA. 
REKONWALESCENCJA jest poza moim słownikiem...


 

 
 

2 komentarze :

  1. Uwielbiam Cię za to, co robisz :)
    I tak sobie podsumowałam ostatnie miesiące - JA NIE CHORUJĘ :) cóż za odporny organizm mi się trafił. Ale mąż nadrabia. Raz w tygodniu łapie takie osłabienie, że z trudem powstrzymuję się od wezwania pogotowia :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Dzięki bardzo ;-) no o oslabionej odporności mojego męża to ja osobny post powinnam napisać ;-) gratuluję ze Ty nie chorujesz, ja już w ostateczności biorę zwolnienie, ale wiesz jak to jest - nie zawsze mass możliwość po prostu wychorować się w wyrze... Ale u Ciebie tez widziałam ze jakieś szpitale niedawno były więc też coś chyba na rzeczy? :-/ eh

    Zdrowia Ci w każdym razie życzę!!

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>