29.11.19

SPAlarnia, czyli czas wolny Mamy(?), nie mamy...







SPAlarnia – sralarnia… czyli pic na wodę (której mało tam).
Byłam. Dostałam voucher, więc odwiedziłam to prestiżowe miejsce, w którym latają nagie kobiety Brodziaka. I za bardzo nie wiem, gdzie one latały, bo miejsca tam mało. Chyba, że to podchodzi pod poetyckie określenie: kameralnie. Ale basenik lichy, jedna wanna z bąbelkami, do której ustawia się kolejka. Czyli już na wstępie rozczarowanie. Ale ja nie z tych pływających, wiec bardzo mnie ten mały basen nie zabolał. Przynajmniej pierwszy raz w życiu przepłynęłam całą długość basenu… Dziwi mnie tylko ta cena za godzinne taplanie się w brodziku: 36zł(!) Podziękuję, my z dzieciakami za 8 zł za godzinę szalejemy na 4 różnych basenach w Koziegłowach (notabene miejsce godne polecenia). Tu, z polecaniem puszczykowskiego basenu się wstrzymuję. 

No to brniemy dalej: nieco się pomoczyłam więc podążam na zabiegi. I tak po dłuższej chwili jakaś Pani śpiewnym tonem zaprasza mnie na masaż. I tu standard: głaskanie pleców przy plumkającej muzyce. Nie ruszyło mnie to, bo poznałam już prawdziwy rehabilitacyjny masaż, który rzeczywiście ustawia człowieka do pionu. No ale powiedzmy: zrelaksowałam się. Na koniec Pani oznajmia, że zaraz pojawi się jej koleżanka na kolejne zabiegi. No i dobrze. 

Leżę. 
Czekam. 
Wyłapałam uchem tykający zegarek – spoglądam. Nudzę się. Pani przyszła po ponad 15 minutach. Zdecydowanie dla mnie za długo. Przeturlałam się na plecy i teraz na tapecie moje dłonie. Że niby przestaną być suche i popękane. Peelingi, nacieranie, jakaś papka i w worek. Ble. Trochę klaustrofobia, bo nie mogłam się nawet podrapać. Ale ok, nie wściekam się, dalej próbuję się relaksować. Pani przechodzi do mojej twarzy i dekoltu. I to samo co z dłońmi. Nie, nie – bez worka na twarz. Ale peeling, wcieranie, ścieranie, pocieranie (aha, to się nazywało masażem), szkoda, że te specyfiki nie omijają mojego nosa i oczu – wszystko mi tam włazi. Mam ochotę się podrapać, no ale jestem uziemiona. W dodatku na koniec mam wacikami zaklejone oczy. Pani komunikuje, że wychodzi na 15 minut, żeby maseczka podziałała. Ojajebie. Czuję się przygwożdżona. Nie tak rozumiem słowo: relaks. 

Ale pocieszam się, że po tym moja skóra będzie piękna, gładka i nawilżona. To mi dodaje otuchy i cierpliwości. W końcu wieczność minęła. Pani przyszła zetrzeć tą pastę z mojej gęby. Całość trwała 2h. Na koniec zabiegu Pani przywiązała wstążeczkę z napisem: COMFORT ZONE na moim nadgarstku i kazała leżeć i się relaksować. Wtedy już całkowicie poczułam się jak denat. Wstaję niepewnie, patrzę do lustra. 

O! Nowe syfy mi wyszły. Idę się przebrać do szatni. Na koniec cappuccino w wersji mini za maksi cenę 14 zł. Wychodzę na chłód listopadowej nocy. W torebce szperam w poszukiwaniu kremu do rąk, takie mam suche. 
Suchar ta SPAlarnia.

ps. wspominałam, że całość tych atrakcji to koszt 450 zł?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>