Do GÓRY
nogami. Lub do GÓRY wózkiem.
Bo nóżki Zosi za
krótkie i zanadto po 10 metrach zmęczone.
Ale JAKICH 10 metrach – pod górę! Zosi:
„tuptać!” wypowiedziane z wózka,
nabiera tu innego znaczenia. Doja (góra w słowniku Zosi) jest wielka;
potwierdzą zasapani rodzice. Zosia rekonwalescentka łapczywie zagarnia paszczą
górskie powietrze. I mgłę liże jak watę cukrową (to tylko estetyczna metafora –
waty cukrowej
dziecku nie daje). No więc są doji (wspomniane góry), jest mdła
(mgła) i tona inieku (śniegu). Iście przedświąteczny nastrój – wybaczcie
mi jeśli zaraz zacznę nucić kolędy.
Jednego nie ma – mojego permanentnego bólu głowy. Czyli co – przeprowadzka w
góry wisi nad nami jak ta mgła? Nad morzem było podobnie – więc mam
przynajmniej wybór.
Tymczasem chwytamy się mgły i wspinamy pod górkę.
Zastanawiam się co jest
za tą białą mleczną ścianą? Gdzie jest ta góra? Gdzie
miałaby swoją granicę na niebie gdyby była łaskawa się ukazać? Nie wiem.
Plączemy się we mgle – raczej po mieście;
górskie szlaki zimą z dzieckiem +
tona dziecięcego artefaktu w postaci wózka
to za wiele na górskie szlaki. To
znaczy próba była do pierwszego ugrzęźnięcia w śniegu.
A nie ma co ukrywać –
spacer po mieście – to też nie lajcik
tylko zasapane pchanie wózka pod GÓRĘ.
Wszystko tu jest pod GÓRĘ nawet,
jak z
niej schodzisz. Ale i tak, rzadsze powietrze dodaje przejrzystości myśli,
i
chociaż we mgle, to chodzisz jakiś zresetowany.
Skrajne zmęczenie przeradza się
samoistnie w energię.
Tajemnica gór.
I oto słońce z mozołem przepycha
chmurę/mgłę/tą dziwną mleczną maź.
I jest! O ku…a!
Wypatrywałam jej granicy
duuużo nizej. Toż tu prawie nieba nie widać, bo ta góra je zasłania. Gigla je
swoją głową. A my jesteśmy, wypierdki małe, na niej niemal. No – do szczytu to
daleko. Ale magią jest ten widok zza okna pokoju hotelowego: Śnieżka giglająca
swoją głową niebo,
a ramieniem puka nam do okna. Bajka. A ja chciwie wertuję
kamerki internetowe
(tak – łącze internetowe przyjechało tu z nami): dałoby
radę na głowę wleźć Śnieżce?
Arek studzi mój zapał: Daj spokój. Z dzieckiem
przy tej pogodzie nie damy rady (nawet przy pomocy kolejki linowej). No dobra.
Ale tą kolejką na Biały Jar jutro jedziemy!
Zosia trzymaj się!
Co tam mój
lęk wysokości…
Aha, jeszcze
jedno: na pewno przyjedziemy tu latem.
Basta. I Śnieżka. Królewna Sofia jest
za.
Za siedmioma górami.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM