14.6.16

JA / Food Sraki. Czyli Upartość - cecha brzydka.








































Tu żaden psychoanalityk ani ksiądz nie pomoże. Ani upływający czas. 
Genów nie oszukasz. Charakter możesz kształtować, ale leku na UPÓR 
nie wymyślili.



Bo oto dziś na plan pierwszy właśnie ON - UPÓR


Najpierw MÓJ; (oszczędzę Wam przecież opowieści o poprzednich pokoleniach – 
bo tego by się trochę nazbierało…)


Cały czas uczę się spontaniczności. Daleko mi do doskonałości. 
Do doskonałegochaosu i włączonej opcji: „WYJEBANE”. Tak więc 
kilka tygodni temu– niby nie zobowiązująco – zaplanowałam sobie 
mały weekendowy wypad. Miałam być elastyczna nic z tego. 
Sztywno uparłam się – na przekór okropnej wietrznej pogodzie: 
jedziemy na Food Trucki (festiwal „Żarcie na kółkach”). 
I wyszły food sraki. Już po wysiadce z auta dostałam w ryj zimnym wiatrem. 
Ale dziarsko (czy raczej właśnie uparcie) brnęłam w ten wietrzny Berger. 
Dzierżąc  pod pachą Zośkę, Męża, wózek. Zjemy coś dobrego. Festiwal 
polegał na czekaniu w nieskończoność na łykowatego gofra (nie wiem czemu 
sobie ubzdurałam, że to będzie jakieś dobrej jakości żarcie?). 

Przewiani do szpiku kości, skupialiśmy się, żeby przy jedzeniu nie wpadły nam 
do paszczy włosy, liście z drzew i jakiś miejski syf. Zosia miała frajdę 
uciekając nam w tłum ludzi. Nasza frajda była mniejsza. Schowała się 
w kieszeń, żeby się ogrzać; uwidoczniła się gdy wróciliśmy do ciepłego domu. 
W dodatku tego dnia były imieniny Zośki, a ja potencjalnych gości 
też wywaliłam na ten pożalsięboże festiwalik. 
Eh. 



A teraz czas na Młodsze Pokolenie: Zosia.


Przykładów arcyUPORU  w wykonaniu Berbecia mogłabym podać bez liku. 
Ale to podchodzi pod kategorię ZOSIA – SAMOSIA, a tą chcę zostawić 
 dla innego ilustracyjnego wpisu, który niebawem. Zatem, oszczędnie, 
dobitnie: pora kolacji. Jesteśmy głodni. Ja w te pędy szykuję kanapki, chabasy 
i tak dalej. Zosia połowicznie zajęta zabawą. W pewnej chwili zauważa, 
że zaniosłam już na stół jej kubeczek i mleko w pojemniku. 
I dzieje się: ryyyyk! Ja – najpierw zawał. Po chwili uświadamiam sobie 
co jest przyczyną. Zosia zalana krokodylimi łzami lamentuje: To Josia samaaa! 
Josiaa sama cialaaaaa!! I leci po ten kubeczek i pojemnik z mlekiem. 
Z ewidentnym, zapłakanym wkurwieniem zanosi go z powrotem 
na blat kuchenny. Żeby po chwili znowu zanieść ten kolacyjny ekwipunek na stół.. 
Nerwy jej tylko po części ukojone przez ten absurdalny manewr. 
Moje natomiast się najeżyły. Zaraz eksploduję załamana bezsensem 
tego działania (a takich w ciągu dnia mamy naście). 
I to jest najczęstsza przyczyna moich spóźnień gdzieśtam.   
Eh (nr 2).



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>