Nieustannie realizuję podjęte jakiś czas temu wyzwanie:
BYLE
SIĘ W DOMU Z DZIECIAKIEM NIE ZASIEDZIEĆ. No to wychodzimy.
Raz bez sensu – bo
bez weryfikacji pogody (gdy upór bierze górę – o tym TU).
Innym razem są to
trafione strzały i niezapomniane przeżycia. Bez górnolotnych idei,
wielkich
wydatków i kombinowania. Łapczywie biorę co ciekawsze wydarzenia
na FB – tak,
ten element fejsbuka uwielbiam.
I kilka tygodni temu tak się ździebko
ukuklululturalniliśmy.
Taki był plan.
Wydarzenie: Muzyka Filmowa na Łęgach
Dębińskich.
Tu – musze się przyznać – pierwszy raz z pełną premedytacja była
włączona
z naszej strony opcja: HARDCORE (czyt. Porypało rodziców?! Przecież
impreza
zaczyna się w porze pakietu THE END dziecka; kolacja, kąpiel, spanie).
Odważnie,
trenując swoją spontaniczność (i Zosi możliwości) podjechaliśmy
na Łęgi. I
powiem krótko: była moc, było szaleństwo.
Oto jakie elementy imprezy były
atrakcyjne dla naszego dziecka
(kolejność NIE JEST przypadkowa – uszeregowane
skalą entuzjazmu Zośki):
- Spier….nie rodzicom (już jak jechaliśmy na koncert Zośka zapowiedziała, że będzie uciekać mamie). Taaa, to był niewątpliwy hicior
- Babooo! Bicie brawa przez tłum ludzi – Zośka szybko podchwyciła i klaskała przy każdej pauzie w utworze, drąc przy tym paszczę dobitnie: Babooo!!!
- Tłum ludzi. O jak fantastycznie robić slalom między ludźmi.
- Muzyka. No tak – w końcu na to też Zosiek zwrócił uwagę. Trochę dupcią podrygała w takt lub nietakt. (swoją drogą nagłośnienie kiepskie)
- Bańki mydlane. Ofiarowane od pewnej Pani trzy koce dalej. Pani się przejęła, że rodzice latają za Berbeciem zamiast sobie odsapnąć. Bańki były… do bani. Nie pomogły…
Podsumowanie:
Dziecko wytrzymało 1,5 godziny. Położone zostało z godzinnym
opóźnieniem. Zasnęła od razu.
Następnego dnia usłyszeliśmy, że znowu chce iść
na koncert.
Bić brawo – rzecz jasna.
Babooo my!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM