Coś Ty tu Aśka zmalowała? Takie małe? Nic nie widzę.
Zdrabniacie? To macie!
Zdrabnianie słów mnie irytowało. Od zawsze. Poproszę siedem
plasterków mieloneczki.
Już się skończyła, Pani kochaniutka. Ja z takich sklepów
wychodzę. Uciekam od takich ludzi.
Bo inaczej kwik i śmiech. A nie lubię na
siebie zwracać uwagi. W tym przypadku nie umiem się śmiać w cichości ducha. Rżę
jak koń (ciężką metaforą walnęłam). Pewnie geneza tego wszechobecnego,
NIEUZASADNIONEGO zdrobniania, miała miejsce gdy te wszystkie Panie
i Panowie
zostali/ły rodzicami. Tak sobie to tłumaczę.
Ale co to?
Mądra książka rzecze,
że nie wolno do dzieci mówić zdrobniale
i infantylnie. Rzec by trzeba poprawną polszczyzną. Skąd zatem się przy
dzieciach bierze słynne ciecianie się*
i zdrabnianie czego popadnie. Blenderem
na papkę. Słowną. I potem wychodzi taka:
pastka do ząbków, pieniążki,
kanapeczka, szamponik, gąbeczka, dupeczka.
Potem proceder jest utrwalany w każdych innych, stricte dorosłych,
sytuacjach życiowych.
I mdli mnie. Całe szczęście, że ciecianie się pozostaje w
środowisku domowo-dziecięcym.
Bo w przeciwnym razie mielibyśmy syneckę i
bocuś.
I bym się
porzygała.
Obiecuję sobie, że ja tak nie będę. Od zawsze. A tymczasem
staję się opisywanym przypadkiem. Może nie Panią kochaną. Nie robię tego w
mięsnym. Tylko w skrytości
domowych pieleszy: do Zosi. Ale kłuje mnie to w uszy
za każdym razem. Zdarzyło się póki co sporadycznie. Ale dlaczego? Nie wiem.
Jestem hipokrytką? O zgrozo – nie!
Pocieszam się, że ma miejsce tylko jeden z
tych objawów: przynajmniej nie cieciam.
Może to dlatego, że Zosiak jest taki maluteńki,
kochaniutki, słodziutki, różowiutki itd.
Czyli to wszystko przez nasze dzieci.
Kropeczka.
*ciecianie się: no tu powinnam dodać wyjaśnienie dźwiękowe - najlepiej by wyjaśniało co mam na myśli. Chodzi o wszystkie infantylne, sepleniąco-piszczące wypowiedzi dorosłych skierowane do dzieci.
Czasami te zdrobnienia są po prostu zasiane w gwarze regionalnej. Mnie nie irytują, bo od zawsze je gdzieś słyszę. Nie "tiutam" do dzieci, ale zawsze robię im "kanapeczki" :) Jakbyśmy się kiedyś spotkały to z góry przepraszam za moje zdrabnianie tak już mam i to niestety nie uleczalne :P
OdpowiedzUsuńJak widzisz, w przypadku spotkania i mi może mi się zdarzyć zdrabnianie ;-) a tak poważnie - pół biedy te kanapeczki i drzewka - to tak chyba jest ze chcemy dzieciom świat pokazać taki slodziasny ( plus te regionalizmy dochodzą na pewno), ale już pieniążki mnie irytują rzeczywiście, a szczytem było dla mnie usłyszane u drugiej mamy: teraz Piotrusiu nalozymy pastki na szczoteczkę... A chłopiec był 8 letni... Nie lecz się z Twoich zdrobnien absolutnie - każdy ma swoje przyzwyczajenia ( tak jak ja moje czyszczenie wszystkiego od jedzenia - patrz parę postów wcześniej) :-P
UsuńPozdrawiam ciepło przedświątecznie
AM
zdaje się że gdzieś już wiele śmiechu sławetna szafiarka, żona niejakiego piłkarza wywołała swoim określeniem "pieniążki"...
OdpowiedzUsuńja zdrobnieniom mówię stanowcze NIE! to jest robienie z dzieci kalek (kaleków -jak kolwiek się to odmienia)
No właśnie "pieniążki " są nr jeden na mojej czarnej liście, chociaż pastka do zębów tez jest wysoko ;-)
UsuńTeż nie lubię zdrobnień. Staraliśmy się do córki mówić od małego jak do dorosłej i dzięki temu ma piękne słownictwo. A Pani logopeda w przedszkolu była zachwycona jej wymową. Więc warto mówić poprawnie do dziecka.
OdpowiedzUsuńBrawo! Tylko przyklasnąć takiemu wychowaniu z poprawną polszczyzną "za pan brat"; no to mam nadzieję, że mi się ten język nie zdrobni do końca (pilnuję się mocno;P) i Zosiek też za chwilę pięknie zagada :) Póki co jest: mamamamamaa :)))
UsuńPozdrawiam
AM
Rozkładasz mnie na łopateczki ! : )
OdpowiedzUsuńMarti, jesteś pewna, że chciałaś napisać "łopateczki" ??!! ;PPPPP Zastanów sie jeszcze nad tym :))))
Usuńdobrej nocki ;)
AM
Dziecko uczy się od nas każdego słowa - to chyba jasne i logiczne. My się postawmy na miejscu uczącego się mówić - to bardzo proste - każdy z nas kiedyś uczył się jakiegoś języka obcego. Można więc sobie wyobrazić jakie efekty przyniosłaby taka nauka...
OdpowiedzUsuńUczę go: gdzie są ptaki? a on patrzy w niebo za okno. Przychodzi babcia (moja teściowa): gdzie są ptasecki? No i biedny rozgląda się po pokoju, bo rozumie tylko słowo "gdzie"...
Mama Wojtusia
No to mam to samo jeśli chodzi o babcie Zosi, głupio mi tak stale poprawiać ALE... w końcu nie wytrzymuje... Jak można tak język kaleczyc... Eh
UsuńPozdrawiam Mamę Wojtka
AM