31.3.15

Pieniążki w portfeliku. Czyli blender słowny.




Coś Ty tu Aśka zmalowała? Takie małe? Nic nie widzę.

Zdrabniacie? To macie!



Zdrabnianie słów mnie irytowało. Od zawsze. Poproszę siedem plasterków mieloneczki. 
Już się skończyła, Pani kochaniutka. Ja z takich sklepów wychodzę. Uciekam od takich ludzi. 
Bo inaczej kwik i śmiech. A nie lubię na siebie zwracać uwagi. W tym przypadku nie umiem się śmiać w cichości ducha. Rżę jak koń (ciężką metaforą walnęłam). Pewnie geneza tego wszechobecnego, NIEUZASADNIONEGO zdrobniania, miała miejsce gdy te wszystkie Panie 
i Panowie zostali/ły rodzicami. Tak sobie to tłumaczę. 
Ale co to? 

Mądra książka rzecze, że nie wolno do dzieci mówić zdrobniale i infantylnie. Rzec by trzeba poprawną polszczyzną. Skąd zatem się przy dzieciach bierze słynne ciecianie się* 
i zdrabnianie czego popadnie. Blenderem na papkę. Słowną. I potem wychodzi taka: 
pastka do ząbków, pieniążki, kanapeczka, szamponik, gąbeczka, dupeczka. 
Potem proceder jest utrwalany w każdych innych, stricte dorosłych, sytuacjach życiowych. 
I mdli mnie. Całe szczęście, że ciecianie się pozostaje w środowisku domowo-dziecięcym. 
Bo w przeciwnym razie mielibyśmy syneckę i bocuś. 
I bym się porzygała.


Obiecuję sobie, że ja tak nie będę. Od zawsze. A tymczasem staję się opisywanym przypadkiem. Może nie Panią kochaną. Nie robię tego w mięsnym. Tylko w skrytości 
domowych pieleszy: do Zosi. Ale kłuje mnie to w uszy za każdym razem. Zdarzyło się póki co sporadycznie. Ale dlaczego? Nie wiem. Jestem hipokrytką? O zgrozo – nie! 
Pocieszam się, że ma miejsce tylko jeden z tych objawów: przynajmniej nie cieciam. 
Może to dlatego, że Zosiak jest taki maluteńki, kochaniutki, słodziutki, różowiutki itd. 
Czyli to wszystko przez nasze dzieci. 
Kropeczka.


*ciecianie się: no tu powinnam dodać wyjaśnienie dźwiękowe - najlepiej by wyjaśniało co mam na myśli. Chodzi o wszystkie infantylne, sepleniąco-piszczące wypowiedzi dorosłych skierowane do dzieci.

10 komentarzy :

  1. Czasami te zdrobnienia są po prostu zasiane w gwarze regionalnej. Mnie nie irytują, bo od zawsze je gdzieś słyszę. Nie "tiutam" do dzieci, ale zawsze robię im "kanapeczki" :) Jakbyśmy się kiedyś spotkały to z góry przepraszam za moje zdrabnianie tak już mam i to niestety nie uleczalne :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widzisz, w przypadku spotkania i mi może mi się zdarzyć zdrabnianie ;-) a tak poważnie - pół biedy te kanapeczki i drzewka - to tak chyba jest ze chcemy dzieciom świat pokazać taki slodziasny ( plus te regionalizmy dochodzą na pewno), ale już pieniążki mnie irytują rzeczywiście, a szczytem było dla mnie usłyszane u drugiej mamy: teraz Piotrusiu nalozymy pastki na szczoteczkę... A chłopiec był 8 letni... Nie lecz się z Twoich zdrobnien absolutnie - każdy ma swoje przyzwyczajenia ( tak jak ja moje czyszczenie wszystkiego od jedzenia - patrz parę postów wcześniej) :-P
      Pozdrawiam ciepło przedświątecznie
      AM

      Usuń
  2. zdaje się że gdzieś już wiele śmiechu sławetna szafiarka, żona niejakiego piłkarza wywołała swoim określeniem "pieniążki"...
    ja zdrobnieniom mówię stanowcze NIE! to jest robienie z dzieci kalek (kaleków -jak kolwiek się to odmienia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie "pieniążki " są nr jeden na mojej czarnej liście, chociaż pastka do zębów tez jest wysoko ;-)

      Usuń
  3. Też nie lubię zdrobnień. Staraliśmy się do córki mówić od małego jak do dorosłej i dzięki temu ma piękne słownictwo. A Pani logopeda w przedszkolu była zachwycona jej wymową. Więc warto mówić poprawnie do dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Tylko przyklasnąć takiemu wychowaniu z poprawną polszczyzną "za pan brat"; no to mam nadzieję, że mi się ten język nie zdrobni do końca (pilnuję się mocno;P) i Zosiek też za chwilę pięknie zagada :) Póki co jest: mamamamamaa :)))

      Pozdrawiam
      AM

      Usuń
  4. Rozkładasz mnie na łopateczki ! : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marti, jesteś pewna, że chciałaś napisać "łopateczki" ??!! ;PPPPP Zastanów sie jeszcze nad tym :))))
      dobrej nocki ;)

      AM

      Usuń
  5. Dziecko uczy się od nas każdego słowa - to chyba jasne i logiczne. My się postawmy na miejscu uczącego się mówić - to bardzo proste - każdy z nas kiedyś uczył się jakiegoś języka obcego. Można więc sobie wyobrazić jakie efekty przyniosłaby taka nauka...
    Uczę go: gdzie są ptaki? a on patrzy w niebo za okno. Przychodzi babcia (moja teściowa): gdzie są ptasecki? No i biedny rozgląda się po pokoju, bo rozumie tylko słowo "gdzie"...
    Mama Wojtusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mam to samo jeśli chodzi o babcie Zosi, głupio mi tak stale poprawiać ALE... w końcu nie wytrzymuje... Jak można tak język kaleczyc... Eh

      Pozdrawiam Mamę Wojtka
      AM

      Usuń

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>