23.4.17

JA / Bilans (Matki) trzylatki.






































Dziś Zosi urodziny.
Obchodzone, bo wypadają w czwartek.
Więc zrobi się wielki tydzień, bo wiadomo, że do czwartku co najmniej będziemy świętować.
Ale teraz pięć minut dla Matki. Zróbmy bilans. Wybebeszę bolączki.
Ostatnie spowolnienie na blogu, czy raczej cisza, spowodowane spełnianiem marzenia o domku z ogródkiem. W wolnych chwilach wieczornych jestem stałym bywalcem budowlanych sklepów internetowych. To usprawiedliwienie. A przejdźmy do meritum:

Co potrafię:

- przebiec  17 kilometrów bez zatrzymania
- zatrzymać się na 17 minut i wgapiać się w moją Córkę (patrz – podpunkt: miłość)
- robić obiad, pranie i wyrzuty mojemu mężowi na raz…
- pomalować  52 metry kwadratowe nowej chatki „wtepędy”
- kosić trawę – stopień początkujący – zaplątałam się w kabel od kosiarki 
jak bohaterowie bajki Disneya
- obracać się na jednej nodze klaszcząc (dłońmi, nie stopami) – jedno z zadań 
w nowej planszówce Zośki
- mieć na głowie stotysięcy spinek na raz – dzięki  Zosi…
- kreować buźki, ciuchcie i inne obiekty z artefaktów kanapkowych
- upić się oparami piwa (aż nieprawdopodobne, że 10 lat temu potrafiłam 
wypić  10 piw jednego wieczoru i miałam się świetnie)
- robić zabawki z rolek po papierze toaletowym
- marudzić – zawsze i wszędzie..
- spać – Matka Polka nie zna słowa bezsenność
- dawać tysiącpięćset całusów na dzień – Zosi, przecież nie Mężowi :)
- wydawać pieniądze na rzeczy niepotrzebne
- niepotrzebnie przyznawać się Mężowi do punktu powyżej
- szukać: lusterka wstecznego na rowerze, ctrl+z przy wylanym mleku, 
perełek ciuchowych w lumpeksie, Zosi w tłumie dzieci w przedszkolu…


Co kuleje:

- ja, po wspomnianych 17 kilometrach (no może przesadzam, że aż tak źle)
- umiejętność podejmowania decyzji (poproszę o skierowanie na odpowiedni kurs)
- gotowanie – nie kocham tego, gotowanie nie kocha mnie i w ogóle czuję się urażona, 
że jakiś przepis kulinarny mi coś każe…
- synchronizacja Ładu, Składu, Energii, Sytości i Radości; czyli nie może być w jednym momencie posprzątana chata, ugotowany obiad, pełna energii matka i szczęśliwa Zosia…
- życie towarzyskie – wciąż deficyt czasu na spotkania – erzac w postaci fejsbuka nie pomaga…
- przejmowanie się wszystkim – niby widać postępy (zostałam przeszkolona przez Zosię) 
to wciąż są wyraźne objawy tej choroby…


Co boli:

- głowa – chociaż po dwudziestu latach trochę rzadziej, bo chyba w końcu okazało się 
co było przyczyną…
- kręgosłup – od dźwigania kilkunastu kilogramów miłości…
- kredyt
- biurokracja – w ogólnie pojętej papierologii, z którą zderza się każdy Dorosły ja wciąż 
czuję się dzieckiem
- rak - co chwila gdzieś słyszę, że...
- praca – świetnie, że jest, ale etat mógłby się sprowadzać do 2 godzin dziennie – resztę poproszę na swoje życie i dopracowanie punktów, które kuleją…
- Zosia, że jej mam tak mało w ciągu dnia…

Tak.
Pępowina chyba wciąż nie odcięta.
 A może to miłość?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>