Dziś Zosi urodziny.
Obchodzone, bo wypadają w czwartek.
Więc zrobi się wielki tydzień, bo wiadomo, że do czwartku co
najmniej będziemy świętować.
Ale teraz pięć minut dla Matki. Zróbmy bilans. Wybebeszę
bolączki.
Ostatnie spowolnienie na blogu, czy raczej cisza,
spowodowane spełnianiem marzenia o domku z ogródkiem. W wolnych chwilach
wieczornych jestem stałym bywalcem budowlanych sklepów internetowych. To
usprawiedliwienie. A przejdźmy do meritum:
Co potrafię:
- przebiec 17 kilometrów bez zatrzymania
- zatrzymać
się na 17 minut i wgapiać się w moją Córkę (patrz – podpunkt: miłość)
- robić
obiad, pranie i wyrzuty mojemu mężowi na raz…
-
pomalować 52 metry kwadratowe
nowej chatki „wtepędy”
- kosić
trawę – stopień początkujący – zaplątałam się w kabel od kosiarki
jak
bohaterowie bajki Disneya
- obracać
się na jednej nodze klaszcząc (dłońmi, nie stopami) – jedno z zadań
w nowej planszówce
Zośki
- mieć na
głowie stotysięcy spinek na raz – dzięki Zosi…
- kreować
buźki, ciuchcie i inne obiekty z artefaktów kanapkowych
- upić się
oparami piwa (aż nieprawdopodobne, że 10
lat temu potrafiłam
wypić 10 piw jednego
wieczoru i miałam się świetnie)
- robić
zabawki z rolek po papierze toaletowym
- marudzić –
zawsze i wszędzie..
- spać –
Matka Polka nie zna słowa bezsenność
- dawać
tysiącpięćset całusów na dzień – Zosi, przecież nie Mężowi :)
- wydawać
pieniądze na rzeczy niepotrzebne
-
niepotrzebnie przyznawać się Mężowi do punktu powyżej
- szukać:
lusterka wstecznego na rowerze, ctrl+z przy wylanym mleku,
perełek ciuchowych w
lumpeksie, Zosi w tłumie dzieci w przedszkolu…
Co kuleje:
- ja, po
wspomnianych 17 kilometrach (no może przesadzam, że aż tak źle)
-
umiejętność podejmowania decyzji (poproszę o skierowanie na odpowiedni kurs)
- gotowanie –
nie kocham tego, gotowanie nie kocha mnie i w ogóle czuję się urażona,
że jakiś
przepis kulinarny mi coś każe…
- synchronizacja
Ładu, Składu, Energii, Sytości i Radości; czyli nie może być w jednym momencie
posprzątana chata, ugotowany obiad, pełna energii matka i szczęśliwa Zosia…
- życie
towarzyskie – wciąż deficyt czasu na spotkania – erzac w postaci fejsbuka nie
pomaga…
-
przejmowanie się wszystkim – niby widać postępy (zostałam przeszkolona przez
Zosię)
to wciąż są wyraźne objawy tej choroby…
Co boli:
- głowa –
chociaż po dwudziestu latach trochę rzadziej, bo chyba w końcu okazało się
co
było przyczyną…
- kręgosłup –
od dźwigania kilkunastu kilogramów miłości…
- kredyt
-
biurokracja – w ogólnie pojętej papierologii, z którą zderza się każdy Dorosły
ja wciąż
czuję się dzieckiem
- rak - co chwila gdzieś słyszę, że...
- rak - co chwila gdzieś słyszę, że...
- praca –
świetnie, że jest, ale etat mógłby się sprowadzać do 2 godzin dziennie – resztę
poproszę na swoje życie i dopracowanie punktów, które kuleją…
- Zosia, że
jej mam tak mało w ciągu dnia…
Tak.
Pępowina chyba
wciąż nie odcięta.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM