22.8.19

Tatuś







































Jestem zła i zazdrosna. Mąż porwał mi dziecko. To młodsze.
Nosiłam 9 miesięcy, rodziłam 9 godzin. A teraz jest JEGO. TYLKO.


Początkowo myślałam, że mi się wydaje, że mam paranoję.

Ale nie. Trzęsie się ze szczęścia bardziej na niego, niż na mój widok.
Uśmiech jest szerszy, gdy patrzy na Tatusia.
Coś złego – do Tatusia się klei. Sprawdziłam; wpierw biorę ja,
żeby przytulić, to odkręca się i rączki do Tatusia wyciąga.
Skandal. Nie tak miało być!

A Tatuś (Małżonek mój, znaczy się)? Błogostan. Świadomy, że skradł serce Córeczki.
Gdy ta wczepia się w niego łapkami, widzę tą satysfakcję wymalowaną na jego twarzy.
Gdy po całym dniu wraca wymaglowany z pracy NIE MOŻE, NIE JEST W STANIE
zrobić czegokolwiek poza umyciem rąk. Muszę mu przyrządzić kolacyjkę,
bo on oto tuli się z Córeczką! 
Ma Waść tupet!

Myślałam, że gdy siły się wyrównają, gdy będziemy cały dzień razem, 
to jej się Tatuś znudzi.
Oj jak bardzo byłam w błędzie! Nie odstępuje go na krok. 
A raczej mu kroki trudno robić z Córeczką uczepioną przy nodze. 
Ma za swoje!

Także rozpoczęłam akcję: Rozpieścić dziecko!
Noszę ją ile wlezie, mówię niskim głosem (żeby było, że to Tatuś),
przekupuję, dając fantastyczne akcesoria kuchenne
(nie może być tak, że narzędzia z garażu wygrywają), 
olałam zmywanie naczyń – byleby z nią się bawić, 
pozwalam obrywać krzaczki (które Tatuś przed chwilą posadził), 
blenduję najpyszniejsze obiadki na świecie.

A potem przyjdzie po pracy styrany Stary
i wystarczy, że się czule uśmiechnie.
I już ją ma.

I przegrałam. I wygrałam.
Moje dziecko ma najcudowniejszego Tatusia pod słońcem.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM

>