Klawiatura się poci.
Wiatrak się popłakał.
Szum trzech wiatraków wcale nie przywodzi na myśl morza.
Po prostu
zawiewa ci uszy, zatyka. Na rękach relief odciśniętej struktury biurka
(zobaczysz, jak się odkleisz). Grafiku, płaczesz?
Nie, to oczy się spociły.
34 stopnie Celsjusza
wewnątrz. Mózg dawno już stopniał. Moje stanowisko pracy pływa.
Ja w nim. Wcale
nie, jak ryba w wodzie. Raczej fish and chips w gorrrrącym oleju.
Od kilku dni
od mojego tytułu odkleił się przymiotnik. Grafik kreatywny.
Przy tej
temperaturze nie da się być kreatywnym. Ponownie: wykreślić przymiotnik:
nie da
się być kreatywnym. Tak więc oblepiam się tą panierką gorąca przez 7
godzin. Potem fruuu: kurczak na wynos;
na rower!!!
Przedstawiam Wam mojego
kochanka: rower. Najmniej bolesny, w tych upałach,
środek transportu. Nie
ocierasz się o inne tłuszcze, tusze i siódme poty w komunikacji,
tak zwanej,
mięsnej (miejskiej). Nie przyklejasz się do fotela i gałki biegów w
nibylimuzynie:
okej – mamy klimę – ale u mnie jest w pakiecie z anginą (bólem gardła),
więc wyłączam.
I zasypiam. A na rowerze power, energia i czasem tylko muchy na
zębach,
jak jadę w zbyt dużej euforii.
Rowerzystów się nie lubi.
Rowerzystów się nie szanuje. Są jak wrzody spowalniające,
jakże szybką, korkową
trasę przez miasto. Trzeba na nich trąbnąć porządnie, w miarę sposobności
ochlapać kałużą (to taka mokra papka po deszczu – pamiętacie jeszcze?).
Rzucić
w nich niedopałkiem z samochodowego okna. Zaliczyć manewr wyprzedzania na ich
(?!) ścieżce. I ulga. Tym ugaszają swoją zazdrość (?) kierowcy. Bo przecież oni
nie mogą się ochłodzić pędem jady, nie mogą poruszać nogami dla zdrowia, muszą
ślęczeć w tym,
tamtym i następnym korku. Przecież 10 kilasów do pracy to za
dużo,
żeby rowerem dojeżdżać. Nie dam rady, lepiej ponarzekam, potrąbię.
Trąby głupie – na rowery!
Ps. Też kiedyś myślałam,
że nie dam rady 20km dziennie w dwie strony kręcić.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM