A mama mówiła, że tak będzie. Że Zosia pierwszy krok zrobi
na naszym urlopie.
Taka przeciwwaga dla Świętegospokoju. Że niby wakacje, że
niby odpoczęliśmy.
Że niby Zosia chodzi. Bo to raptem kilka kroczków
przekulanych na trasie tata-mama.
Z ewidentnym przekroczeniem prędkości, gdy
obiekt zbliża się do celu (czyli entuzjastycznie leci na pysk, na matke itd.).
Pięknie. Myślałam, że teraz to już z górki. Że zaraz śmigać będzie po domu,
potulnie słuchając matczynych komunikatów. Nic z tego. Chadza, i owszem,
ale za
rączkę, nawet woli za dwie. I włączyła się natarczywa opcja APA. Skomplikowane
urządzenie – Zosiek – nie potrafi wyłączyć tej opcji.
I tak kręgosłup mnie boli
z dwóch powodów:
- Skłonu permanentnego w celu notorycznej asekuracji tego pierwszego chodu Zosi.
- Wprost przeciwnego wygięcia pleców matczynych w drugą stronę, w celu wykonania skomplikowanej pozycji APA. Już wyjaśniam. Pozycja APA ma swoją genezę w głębokim spojrzeniu Zosi. Kontakt wzrokowy już determinuje kolejne kroki. Potem następuje wielokrotne powtórzenie komendy przez Zosiaka: APA, APA, APA! Oczywisty do przewidzenia skłon rodzica w dół. Zakleszczenie dziecka w ramionach. Przeciwwagą ogona (który bez sensu został wyeliminowany w drodze ewolucji) dźwigamy Dziecię w górę osiągając jakotaki pion własnego ciała. Figura APA osiągnięta.
I tak jak dwa tygodnie temu pisk, zachwyt na te pierwsze
kroczki nastąpił. Tak rozeszło się to w zapomnienie trochę. Zosia się wycofała.
Pewnie czuje się za rękę. I przede wszystkim:
na rękach. Czy ktoś wie gdzie te
części ciała można wymienić. I za jedną drogą naoliwić kręgosłup. Bo zaraz Zoś
zacznie chodzić całkiem, a my już nie całkiem. Padniemy.
Przez to, że Zoś
osiągnął powoli etap TUPUTUP dowiedziałam się jednego. Zniknął z domu Bobasek,
Dzidziuś, Niemowlak, Maluszek. Jest Dziecko. Chodzi, wrzeszczy, wpiernicza
dorosłą porcję obiadu. Rodzina, jak najbardziej trzyosobowa. Czasami odnosi się
wrażenie,
że wielodzietna.
Ps. Na szczęście Dziecko nie całkiem jeszcze
skrystalizowane, pod osłoną nocy, lub w przypływie miłości: oślini, oplecie
Cię, przyklei się i nie puszcza. Mama tulaj mnie. Mama APA. I wtedy wraca
Bobas. Trzymam go wtedy mocno, żeby znowu nie uciekł. Żebym zaraz się nie
obudziła z uczniem w pierwszej klasy na rękach. Wam też tak czas zapier…. ?
Ps.nr 2 / WAŻNE / 8.09.2015: Proszę Państwa, Panna Zofijjja
chodzi samodzielnie. Istne pijackie tuputup. Mamadumnażehej.
(Tak to wygląda, gdy zwlekam dwa dni z opublikowaniem napisanego tekstu.)
:) każdy ma swój czas na łażenie. ale odkąd łazi będzie już tylko łatwiej - bo ręce czyste a ne wiecznie w glebie umorusane. oraz trudniej (upilnować, bóle pleców od schylania, wszędzie wlezie, przemieszcza się z prędkością światła:)).
OdpowiedzUsuńtak że jak to w życiu bywa na dwoje babka wróżyla, coś się zaczyna coś się kończy... ale zmiany są dobre!
Bóle pleców juz są, i wiem ze to nieuniknione... A chodzenie Zosi to strasznie wyczekiwana rzecz - wszak Panna ma już prawie półtora roku ;-)
UsuńPozdrawiam
AM