Logo Galerii Posnania brzydkie jest i już. Jak ktoś słusznie
zapytał:
czy to logo leku hormonalnego dla kobiet? Nie, te różowo – fioletowe
esy – floresy to największy handlowy moloch w mieście. Tak bardzo
miastu potrzebny (?). Jak widać,
od początku jestem sceptycznie nastawiona
do całej tej Posnani. Zrobi dodatkowe
korki, zabierze kawał miejskiej przestrzeni
(która mogłaby być przeznaczona na
coś zielonego). Ale jedną rzeczą
mnie marketingowo połechtali. Szaloną kolorową
akcją stawiającą Rower
na piedestale. Bo oto, w pewną czerwcową niedzielę,
Posnania zorganizowała
Posnania Bike Parade. A środkowe słowo nazwy imprezy
przyciągnęło mnie
jak magnez.
I popłynęłam. W pewną czerwcową sobotę ustroiłam się jak papuga
i stawiłam się, pełna entuzjazmu, na linii startu (na Golęcinie). To miała być
taka namiastka tego jechania w tłumie, które czeka mnie już we wrześniu
(Skoda Bike Challenge). Wiedziałam, że to familijna impreza ze spacerowym
dystansem raptem 8 kilometrów. Ale nie spodziewałam się, że fragmentami
trzeba będzie dosłownie spacerować z rowerem. Trasa przebiegała między innymi
przez park Sołacki, a tam na alejkach zrobił sie zwyczajny korek
i peleton osiągnął zawrotną prędkość 5km/h więc trzeba było z roweru zsiąść.
Tu organizator mógłby zmowydfikować trasę - było to po prostu miejscami
niebezpieczne. Nie spodziewałam się też, że godzina zbiórki rowerzystów,
to NIE BĘDZIE godzina startu parady... Tym samyn kręciłam się z tym rowerem
jak durna przez 2 godziny - na golęcińskim placu wszyscy dorabiali sobie
kwiatowe motywy z balonów - motyw przewodni imprezy: FLOWER POWER.
Mało oryginalne. Ale było kolorowo. Ja, w kwiatowej sukience, koralach
i z wielkim kwiatem na głowie, ruszyłam już z domu. Także wyglądałam
komicznie. Poczułam się pewnie gdy dołączyłam do reszty jeszcze bardziej
debilnie wyglądających ludzi. Bo w kupie raźniej. Po długim oczekiwaniu
na start i ślimaczym przejechaniu trasy, chciałoby się efektu łał na końcu
imprezy.. Nie było: na plaży miejskiej na Ratajach kazano nam godzinę czekać
na koncert Ani Rusowicz. Wiadomo - nie czekałam. Popędziłam (dwa razy
szybciej niż w paradzie) do chaty robiąc za żywą reklamę Posnanii - wszak
kolorowe balony niemal unoszące mój rower w powietrzu, były sygnowane
logo Posnanii... eh. Dałam się skusić. Ale inicjatywa - choć do dopracowania
- to na pewno ciekawa. Mały uśmiech w stronę wielkiej Posnanii.
A poniżej Ja - Sławna. ;)
Parada paradą, ale teraz na poważnie.
Po dwóch 50tkach w kwietniu i czerwcu,
w weekend chociaż podwójna 30tka. Dobre i to.
Logo dość kreatywne, ale zbyt skomplikowane
OdpowiedzUsuńI właśnie to skomplikowanie formy i przyjęta kolorystyka mocno nawiązują do leków hormonalnych / na menopauzę etc. A cały key visual galerii zbudowany jest "na fotolii" - to już w ogóle nie jest kreatywne... Graficznie smutne :(
OdpowiedzUsuń