Mój blog to nie pamiętnik. Raczej kadry mojego życia
kalejdoskopowo
wrzucone w cybernetyczną przestrzeń. Na chwilę to zmienię.
Raptem
na kilka dni. Bo na te kilka dni zostałam pozbawiona Męża i Dziecka
–
wyjechali do Teściowej. Czyli wakacje prawdziwe czas zacząć.
Chcę zobaczyć, co
się ze mną będzie działo. I oto co nastąpiło:
Dzień 1
(wyjechali przed 15.00)
14.48 – uśmiecham się do nich na pożegnanie, zamykam drzwi
14.49 – stoję przy zamkniętych drzwiach i podglądam ich
przez wizjer,
jak czekają na windę
14.52 – odklejam nerwowy uśmiech z twarzy, wyciągam
odkurzacz,
pronto, mopa… (Idiotka!)
15.45 – 1-wszy telefon Męża: Spakowałaś Zosi myszę? (bez niej nie zaśnie)
15.55 – wstawiam pranie
16.20 – kończę sprzątanie powierzchowne…
16.30 – siadam do kompa – popiszę trochę na bloga
16.45 – kurde – monitor też jest zakurzony – lecę po szmatę…
17.00 – a może zobaczę jak smakuje ciepła kawa?
17.10- 2 telefon (tym razem mój) : Dojechaliście? Posmaruj Zosię kremem uv.
Daj jej pić. Zrobiła siusiu?
17.15 – Master of Puppets na epę!
17.17 – ciekawe jak tam Zosia – powinna dostać teraz
podwieczorek
– mam nadzieję, że Arek pamięta
17.20 – czy ta piszcząca pralka może się zamknąć – piszę!
18.30 – jestem głodna
18.45 – idę po piwo
19.00 – jednak zjadłam kanapkę
19.10 – dzwonię do Mamy: Córcia wyjdź na spacer!
19.20 – poszłam pobiegać (raz na ruski rok mnie napada taka
chętka
– wytrzymuję zazwyczaj do pierwszych świateł, potem dysząc udaję,
że przebiegłam 10 km)
20.30 – udało się! Bez dziecka można zrobić 6 km!!
20.35 – Nogi wchodzą mi w dupę, nic już dziś nie zrobię…
prysznic
21.00 – końcówka jakiegoś głupiego dołującego filmu na TVP Kultura..
21.30 – muszę sobie wyprostować myśli po depresyjnym filmie
– na tvn7 oglądam
jeszcze głupszą komedię romantyczną…
23.40 – ale się głupio skończył – idę w końcu spać
00.00 – ciekawe jak tam Zosia…
00.10 - nie mogę zasnąć po tej telewizji, bez sensu…
00.30 – chyba Zosia się kręci w łóżeczku – idę sprawdzić…
00.31 – przecież Zosia jest u Babci…
Dzień 2
7.30 – po 3 wyłączonych budzikach leniwie się budzę..
7.45 – o ku…. co mi się stało w nogi !?
8.00 – kurde, wypadało by już wstać..
8.15 – skończyłam przeglądać fb – wstaję..
8.20 – w końcu mogę się ubrać do śniadania, na śniadanko
mogę sobie zrobić
twarożek z bazylią i oliwą z oliwek…
8.25 – żrem przed komputerem
9.00 – kurde nie dam rady na rowerowy trening trasą Bike
Challenge – nie podniosę nóg,
żeby wsiąść na rower – o pedałowaniu nie mówiąc… a
na dworze już 30 stopni
9.20 – no to siadam do tabletu, może w końcu zrealizuję mój
projekt sprzed pół roku?
13.10 – głodna!! Trzeba jechać na zakupy, w lodówie tylko
żarówka…
14.30 – telefon z Lidla: Arek kupować te spodenki dla Zosi?
15.00 – obiad przed kompem: makaron z papryką, boczkiem,
curry, bazylią
i jogurtem greckim – czyli coś czego bym nie dała Zosi ;P
16.00 – telefon od Męża: Zosia nie chce spać..
17.00 – już ta godzina a ja nic nie skończyłam…
19.30 – idę pobiegać: znowu 6 kilometróe biegu, po czasie
dowiedziałam się ,
że biega się co drugi dzień…
21.00 – zakazana kolacja z tv
21.00 prysznic, książka, spanie.. skończył mi się czas wolny
– jutro do pracy..
22.00 – szkoda, że Zośka wraca dopiero po jutrze..
Dzień 3
7.00 - ślamazarne szykowanie się do pracy, z rozpędu zrobiłam Zosi mleko...
8.00 - jadę autem, nie podniosę nóg, żeby wsiąść na rower
8.30-15.30 - praca, praca, praca
16.00 - mała przejażdżka rowerem (po wyniki badań - tak, starzeję się - prześwietlenie kręgosłupa już trzeba było zrobić)
16.30 - oglądam przez okno dzieciaki sąsiadów; Zosiu wracaj!
17.00 - reszta dnia - patrz: dzień drugi (tylko bez biegania)
Wnioski:
- nie skończyłam swojego projektu (ale zaczęłam - jest progres)
- na blogu miałam twórcze rozwolnienie
- w końcu dopadłam tv (mała strata, że na co dzień nie mam czasu i siły)
- przytuliłam książkę na sen (żal, że po dniu z Zośką, nie ma siły
na czytanie w łóżku)
- nic nie napisałam o tęsknocie za Mężem.... hmmm...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dzięki za Wasze komentarze - wszystkie są przeczytane i na wszystkie odpowiadam. AM