To będzie post o zabarwieniu psychoterapeutycznym. Mało ich
u mnie na blogu.
To sobie pozwolę. Z nutką goryczy, ale to nie przez piwo. Wygadam się
- to będzie lepiej (podobno tak to działa).
- to będzie lepiej (podobno tak to działa).
A oto historia:
Równo rok temu wywęszyłam poznańską rowerową imprezę Bike Challenge.
Wówczas było dużo za późno na wykupienie pakietów startowych, ale zrodziło się
solidne postanowienie, że za rok jadę! Nie byłam tylko pewna dystansu.
Rozrzut
jest niezły: 18, 50, 120km. 18; więcej robię dziennie jak jadę do pracy
– więc licho.
50 – trochę się boje – jeszcze nigdy tyle na raz nie zrobiłam.
Ale do zawodów
rok – śmiało w ciągu tego czasu udało mi się kilkukrotnie 50tkę
stuknąć i to
nie w jakimś strasznym czasie. Zatem gotowa! Pakiet startowy
wykupiony w
pierwszych godzinach po uruchomieniu zakupów. Pod pretekstem
tej kolarskiej
imprezy kupiłam sobie rower, wyposażyłam się w cały niezbędny
sprzęt i wio!
Tylko odliczać dni! Jeszcze po drodze, swoim zapałem zgarnęłam
z pracy dwóch
kolegów: też na 50tkę.
I mówią, że każdy ma w sobie coś z dziecka… Otóż tak.
Ja
beczałam jak dziecko w ostatnim tygodniu sporo:
- po pierwsze, gdy wywaliłam siętydzień przed zawodami
na
trasie Poznań-Mosina (mając na celu 60 myknąć treningowo) – SOR:
kolano do
szycia, ogólne silne potłuczenia giry i łokcia; nie z bólu
– z zamglonej
perspektywy startu w zawodach
- po drugie, gdy chirurg rozwiał moje wątpliwości, że chyba
Pani
na głowę upadła, że chce ryzykować jazdę ze szwami! Ból bólem
– jakoś bym
ogarnęła, ale ryzyko rozwalenia się szwów podczas wyścigu
– trochę mnie odstraszało…
- po trzecie; to już bardziej ze wzruszenia i jednocześnie
mojego pecha
– w dniu zawodów – gdy tzw. Kochane Chłopaki – czyli koledzy Dawid
i Arek,
jechali z hasztagiem DLA ASI (zobaczcie poniżej) – dzięki Wam wielkie
jeszcze raz Chłopaki !!! Strzelili uroczą fotę z rowerową grafiką z mojego
bloga
– to ja pożyczam tą ich fotę – zamieszczam poniżej (mam nadzieję, że się
nie
obrażą ;P) – chwała im za gest i przede wszystkim gratulacje
za ogarnięcie
dystansu!!! Arku – czy było Wybornie?
Dawidzie – jechało się Spoko? :)
To takie trzy beksy były. A ponadto zapłakana wracając od
chirurga
(kuśtykając i z temblakiem na ręce) minęłam przemiłego Kierowcę,
który
wrzasnął za mną gdy kulałam się przez przejście dla pieszych:
Uważaj, bo
zaśniesz na tych pasach!
W dniu zawodów natomiast wspomniana drużyna Kochanych
Chłopaków
zmobilizowała mnie bym wyszła przed dom (tak, peleton przejeżdża
przy
mojej chacie) i darła gębę kibicując – skoro brawo bić nie mogę.
Tak też
uczyniłam, i bananem na twarzy wypatrzyłam Zawodników. Pojechali.
Potem z
przerażeniem, przy przejeździe czołówki – 3 peletonu kolaży -
zobaczyłam makabryczny
obrazek. W jadącej ponad 40km/h grupie
nagle wypiernicza się jeden – reszta jak
domino. I bez drastycznych szczegółów
– bo nie tworzę jakiegoś sensacyjnego
bloga – jedno co mnie w tym wszystkim
poruszyło: karetka przyjechała po 20-30
minutach. Nie wiem czyja to była wina
– po karetkę dzwoniliśmy od razu – ale to
ewidentna organizatorska kucha!
Tak więc to potłuczone dziecko, któremu ktoś zabrał rowerową
zabawę,
musi czekać rok. Pakiet startowy odebrany przez Męża (koszulka, baton,
owsianka) – zwrotki kasy nie robią w takiej sytuacji.
Zatem kupiłam sobie
owsiankę za 9 dych.
Panie doktorze, a kiedy ja w ogóle będę mogła wsiąść na
rower?
Ps. Ilustracja dziś roboczo; trochę lewą, trochę prawą
dłonią…
Medale dla Chłopaków i foto Zawodników poniżej - Brawo Wy!
#Kochane Chłopaki :) |
Wyścig był super. Mam nadzieję, że za rok też mi się uda. I to pech, a nie czyjąś wina.;) moim zdaniem organizatorzy na wysokim poziomie. ��
OdpowiedzUsuńoj, moim zdaniem, okiem obserwatora, wyścig jak najbardziej super - dlatego tak żałuję, że nie mogłam wziąć udziału... I nie obwiniam nikogo o wypadek na trasie zawodów - to rzeczywiście PECH, ale miałam na myśli przyjazd karetki po pół godzinie :/ to jest czyjaś WINA (nie wiem czyja...)
Usuń